Music

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 22

Przepraszam za ta długą przerwę ale ostatnio nie mam czasu.Nie gniewajcie się proszę i zrozumcie...

-Harry,to koniec! Powiedziałeś mi przez telefon wszystko co chciałeś i tyle mi wystarczyło.Nawet nie miałeś odwagi,aby powiedzieć mi to prosto w twarz,a z resztą co się przejmujesz?Między tobą a Rose układa się bajecznie. Chociaż wam.   ...A teraz wyjdź.Muszę się przyzwyczaić do ciszy w moim życiu. -To chociaż zostańmy przyjaciółmi i nie skreślaj mnie na zawsze...
Westchnęłam i usiadłam obok niego.
 
-Przyjaciółmi.
-Dziękuję ci Lucy jesteś wspaniała!Przejdziemy się?
-Ymm...No dobra.
Wyszliśmy i poszliśmy na "przyjacielski " spacer.Na początku panowała niezręczna cisza.Nienawidziałam tego typu ciszy.
-A ty i Rose?
Nie odpowiadał.Włożył dłonie do kieszeni i patrzył się w ziemię.
-Harry...?
-Rose jest ... z Rose to nic poważnego.
-Napewno? A co chciałeś powiedzieć wcześniej?
-Przejęzyczyłem się.Wybacz.Spokojnie to nic takiego.
                 **Kilka dni później** 
Moja ciotka sobie o mnie przypomniała... ostatnio każdy sobie o mnie przypomina ale trudno widocznie taka kolej rzeczy.Powiedziała,że nie zmusza mnie bym u nich mieszkała,ale chce mi wynagrodzić ten czas kiedy tak o mnie niezbyt myślała i wysyła mi pieniądze.Z Harrym zbliżyłam się.Jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi.Ciągle czuję,że go kocham.Nieraz mam ochotę go pocałować,zaprosić na noc ,ale w porę sobie przypominam ,że to już nie to samo co było.Chyba właśnie pora zrozumieć,że życie beż Harry'ego jest nie możliwe.Dzisiaj mamy się spotkać przed fontanną,którą widziałam pierwszy raz kiedy zabrał mnie Harry tam po szkole.Wyszłam z domu.Byłam w połowie drogi i wtedy poczułam jak ktoś biegnie do mnie i mnie łapie za ramię.Odwrócił mnie i zobaczyłam ,że to Zayn.
-CO tu robisz?Coś się stało?
-Masz dosłownie minutę?
-No z dwie, trzy mogę ci poświęcić.
-Zauważyłem i to nie tylko ja,ale i chłopaki,że świetnie się dogadujesz z Harrym.Jak za starych dobrych czasów ,gdy byliście razem.
-Tak,byliśmy,ale o co chodzi?
-Chciałem ci powiedzieć...Twierdzę... to znaczy twierdzimy,że powinnaś wiedzieć,że ... Harry ma dziewczynę.Nie daj się omamić...My ... to znaczy ja ... znaczy my ... ja i chłopaki nie chcemy ,abyś znów cierpiała bo dużo przeszłaś...
Zayn się denerwował ,ciężko mu było dobrać słowa.
-Zayn spokojnie,rozumiem i dziękuję,że mi powiedziałeś.Domyślam się,że to Rose...-pokiwał głową na "tak"- ale spokojnie powinieneś wiedzieć,że jesteśmy przyjaciółmi i to jego sprawa czy ma dziewczynę czy nie...Muszę iść.-odeszłam .Przeszłam kawałek a usłyszałam jak woła mnie Harry.
-Lucy...-dobiegł do mnie.
-Więc z Rose to nic poważnego tak?!-nic nie odpowiadał.-
 

-Fajnie,że jako przyjaciel jesteś ze mną szczery...
-Lucy...
-Już nic nie mów.

środa, 7 maja 2014

Rozdział 21

Właśnie w tej sekundzie ktoś umarł.W tej sekundzie ktoś się narodził.W tej sekundzie ktoś walczy o coś,co ma każdy z nas,coś co jest tak naprawdę najważniejsze-życie.Przyznaj się,czekasz na coś,co tak na prawdę nigdy się nie wydarzy.Przyznaj się,że nie potrafisz docenić tego,na co właśnie patrzysz.Nie umiesz zadbać o siebie,a co dopiero o drugiego człowieka.Pogłębiająca się rana na twoim sercu mogłaby być zaszyta,gdybyś tylko chciał.Uważnie spojrzyj na swoje odbicie w lustrze i zadaj sobie pytanie:czy jesteś szczęśliwy?
Zwolnij.Zastanów się i żyj chwilą.Ciesz się każdą chwilą jakby była ostatnia.
Obok mnie przebiegła dziewczyna i wpadła w ramiona loczka,a jego twarz od razu się rozpromieniła.Przeszłam obok nich i poczułam jak bardzo to boli.Patrzyłam jak są szczęśliwi i nie zwracają uwagi na innych.Na co ja liczyłam?!

Przecież to Harry.I pomyśleć ,że ja byłam taka jak ta dziewczyna.Zapatrzona w niego,myśląc że to szczere.Poszłam dalej przed siebie.Założę się,że już o mnie zapomniał.Wróciłam do domu.Rozpakowałam ciuchy i rzeczy.Postawiłam obrazek z tatą na stoliku w sypialni i usiadłam na łóżku.
-Och tato... brakuje mi ciebie.W co ja się wpakowałam...Na co ja tak liczyłam?Przecież ja mam pecha od małego.Nigdy nie będę miała spokojnego życia.
Zeszłam na dół i zrobiłam sobie herbatę.Usiadłam w salonie i nie wiedziałam co ze sobą zrobić.Zwykle to się kłóciłam z Harrym,albo mieliśmy misję,czy robiłam coś innego,co było równie powalone.A teraz?Usłyszałam pukanie do drzwi.Niechętnie podeszłam do nich i je otworzyłam.Gdy tylko zobaczyłam osobę,która za nimi stała,chciałam je zamknąć,ale zatrzymał je nogą.
-Wpuść mnie.
-Nie!
-Nalegam.
Zniechęcona w końcu go wpuściłam.Usiedliśmy na kanapie.
-Czego chcesz?
-Słuchaj to co widziałaś na lotnisku...chodzi mi o mnie i o Rose...
-Aha czyli to była Rose?!Nie no nieźle sobie radzisz Harry!Jak ci ze mną nie wyszło to kolejną kurwę owinąłeś sobie wokół palca!Wstałam i poszłam do kuchni.
-O co ci chodzi?
-O ten tramwaj co nie chodzi... Głupi się nie pytaj.
-Lucy...-podszedł do mnie i objął w talii.Od razu go odepchnęłam.
-Nie cierpię Rose od mojego snu.A ty się do mnie nie przymilaj!Z nami koniec!
-No ale Lucy...
-Harry,to koniec! Powiedziałeś mi przez telefon wszystko co chciałeś i tyle mi wystarczyło.Nawet nie miałeś odwagi,aby powiedzieć mi to prosto w twarz,a z resztą co się przejmujesz?Między tobą a Rose układa się bajecznie. Chociaż wam.
 
...A teraz wyjdź.Muszę się przyzwyczaić do ciszy w moim życiu.
-To chociaż zostańmy przyjaciółmi i nie skreślaj mnie na zawsze...

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 20

 Z biegiem czasu,życie przestaje być proste,Nie jest tak łatwo jak mogłoby się wydawać.Ciągnie do hajsu,a jak nie ma ciągnąć,skoro go nie ma,Nie możemy ciągle udawać ,że jest dobrze.Nie ma zapasu sił,chęci,zaczynamy się różnić,Przestajemy na tych samych falach nadawać.Wydaje się nam,że wiemy co się święci,A to sprawia,że ręce zaczynają nam opadać.Dla jednych życie na ziemi to piekło,Dla drugich to wymarzony eden,Mimo,że do celu daleko szczęśliwy jestem,że na razie dotąd doszedłem.Lata uciekają jak piasek przez palce,Cieszę się,że mogę powiedzieć "Kocham cię"tacie i matce.Zaciśniętą  mam pieść  dla  tych co w ciągłej walce,dla tych ,którzy odeszli w górze dwa palce.Ooo Nie martw się,będzie dobrze,wiem łatwo powiedzieć,ale lepiej mieć nadzieję,niż siedzieć i nic nie mieć ,chciałbyś nie wiedzieć,a najlepiej zniknąć.Mam klucz dla ciebie,chodź naprawimy wszystko...chodź naprawimy wszystko...
Kiedy się uwolniłam od tłumu ludzi,który się wziął nie wiem skąd,poczułam,że Daniel nie trzyma mnie już za rękę.O co tu do cholery chodzi?!...Zimny podmuch wiatru otulił moją skórę.
-Dlaczego mnie nie posłuchałaś?!-chwila...Rose?
Nagle dziewczyna pojawiła się przed moimi oczami.
-Przecież nawet ze sobą nie rozmawiałyśmy.-odparłam.
-Chciałam ci pomóc i zabić w lesie.Nie jesteś jedyną która przez niego cierpi.
-Przez kogo?
-Harry 'ego złotko.A co do Daniela to ściema.Otwórz oczy.-cwaniacko się uśmiechnęła-Całe twoje życie to oszustwo,wszystko ustawione,a ty o niczym nie wiesz.A chciałam być miła.
-Zabijając mnie?!Rose do cholery!Harry ci już do końca zrył psychikę!Jesteś już jego marionetką.
Wyciągnęła broń w moim kierunku.
-Ja?!A może to ty?
Po czym rozległ się strzał,a z mojej klatki piersiowej rozlewała się krew.
Obudziłam się z krzykiem.Musiałam zasnąć podczas rozmyślania.Dobrze,że to nie prawda.Usłyszałam pukanie o drzwi.
-Proszę!
-Lucy wszystko w porządku?Słyszałem krzyki.
-Tak,wejdź Daniel.
-O co chodzi?-zapytał siadając blisko mnie i łapiąc za dłoń.
-Zasnęłam i miałam nieprzyjemny sen
-Tutaj nie musisz się bać.-powiedział i złączył nas w pocałunku ,który oddałam.
Dziwne.Całując się z Danielem czułam się zupełnie inaczej niż z Harrym.Był czuły.W porównaniu z Hazzą ,był to pocałunek jak ze szczerego serca.Dotarło do mnie ,że dla Harry' ego byłam kolejną dziwką,tylko że ze mną trzeba chodzić,aby się przespać.
-Może jednak chcesz zostać w domu?
-A może się przejdziemy?
Poszliśmy na spacer było bardzo przyjemnie,jednak nie mogłam się do końca skupić i odprężyć.Cały czas myślałam o śnie,o Harrym, o Rose.Co ten sen miał znaczyć?
-Lucy!
-yyy...tak?Coś się stało?
-Ty mi to powiedz!O co chodzi?!Jeżeli mnie nie kochasz i nie darzysz choć kroplą  sympatii to powiedz i nie dawaj nadziei!Nie tylko ty masz uczucia.-powiedział i odszedł.Wspaniale!Po prostu mogę być z siebie dumna. Trzeci chłopak któremu zaufałam odstawia mnie,a przez co?!Przeze mnie!Poszłam nad jezioro,które pokazał mi Daniel.Mówił,że  kiedy miał problemy i przychodził w to spokojne miejsce wszystko zaczynał rozumieć i znajdywał najlepsze rozwiązanie dla wszystkich.Usiadłam tuż przy brzegu.Jedna część mojego snu się spełniła.Tego wieczoru Daniela nie ma przy mnie,chociaż wcześniej był.Wyciągnęłam komórkę i odblokowałam ją.Do moich oczu napłynęły łzy.

Dlaczego to wszystko musiało się akurat tak potoczyć?Jaki to ma sens?Po co to wszystko?Czy to ja mam się czegoś nauczyć czy Harry?Położyłam się na trawie i popatrzyłam na gwieździste niebo.Daniel się nie mylił.Wiem już co muszę zrobić.Wróciłam do domu.Weszłam po cichu po schodach i do swojego pokoju.Zapaliłam światło i wyciągnęłam walizki,które Daniel przyniósł od mamy,gdy ich nie było.Spakowałam rzeczy,które również tam były.Położyłam się spać.To ostatnia moja noc w tym domu.Rano obudziłam się o 7. Wszyscy byli na nogach.Dziś jest piątek,ale Daniel ma wolne w szkole.Zdziwiłam się czemu tak wcześnie wstał.Wolałabym,żeby go nie było.Spojrzeli na siebie zaskoczeni ,kiedy zeszłam do kuchni z walizką.
-Wyjeżdżasz?-zapytała jego mama.
-Ymm...tak na to wygląda.Mam już wystarczającą liczbę pieniędzy.Dziękuję,że zgodziła się pani mnie tu zatrzymać no i ... dziękuję ci Daniel,że nie toczyłeś ze mną wojny.-w ostatnim zdaniu zwróciłam się do chłopaka.
-Dokąd wyjeżdżasz?
-Myślę,że pora,żebym wróciła do Londynu.Tam chyba jest moje miejsce.
-Wszędzie dobrze ,ale w domu najlepiej.-powiedziała pani Parker i lekko się uśmiechnęła.Ale mi nie było do śmiechu.Nienawidziłam tego miejsca,ale musiałam.Nie miałam innego wyjścia.
-Przepraszam za niegrzeczność ,ale to określenie pasuje do waszej rodziny,ale nie do mnie.Wszędzie jest lepiej dla mnie,byle nie w Londynie.-zapadła chwila ciszy,którą przerwałam-No...to ja już pójdę.Dziękuję pani za wszystko.
Wyszłam z domu.Kiedy przeszłam jakieś 10 kroków,odwróciłam się.Daniel stał przed domem i odprowadzał mnie wzrokiem.Nie zamierzał mnie zatrzymać.Może to i lepiej.Odprawa na lotnisku minęła szybko,droga minęła mi w miarę spokojnie.Kiedy wyszłam z samolotu moje serce załomotało jak oszalałe ,bo oczy ujrzały ten widok.

Chciałam biec,ale się powstrzymałam,bo wiedziałam,że na pewno nie na mnie czeka.Prawdopodobnie,któryś z chłopaków miał przylecieć lub Harry się gdzieś wybiera.Jednak żadna z tych opcji nie była poprawna.Obok mnie przebiegła dziewczyna i wpadła w ramiona loczka,a jego twarz od razu się rozpromieniła...

Kochani

Przepraszam,że mnie tak długo nie ma, ale nie mam czasu .Teraz znalazłam chwilkę aby was poinformować.Kolejny rozdział powinien się znaleźć na moim blogu w czwartek (08.05.14) ewentualnie w piątek(09.05.14).Mam nadzieję ,że mi wybaczycie i zrozumiecie :)

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 19

 Głupim nazywa się człowiek,który mając kochającą osobę,odrzuca ją.Robi to dlatego,bo myśli,że potrzebna jest mu wolności,która z biegiem czasu okaże się jego największym wrogiem.
Ciszę przerwał mój telefon.To Harry.Czego on do cholery ode mnie chce?!
-Tak?
H:Wróć.
-Aha teraz wróć?!Wypchaj się Harry.W porównaniu z tobą,on jest lepszy.-popatrzyłam się na Daniela i zetknęłam z jego zdziwionym wzrokiem.Lekko się uśmiechnęłam.
-H:Lucy do cholery to nie żarty!Musisz wrócić!Jest misji,jesteś tu potrzebna!I nie pytam się ciebie o zdanie!Czy nie wiesz,że ja tu rządzę?!To ,że cię nie szmaciłem od początku,nie znaczy,że masz lepsze prawa ode mnie!Nie byłam wobec ciebie taki,ponieważ szybko się do mnie dostosowałaś.
Wyszłam przed dom.
-Harry,kurwa o jakich ty prawach gadasz?!Nie dam ci się zeszmacić ,nie masz na co liczyć!Dla mnie jesteś zwykłym dupkiem,który uważa się za pana wszystkiego i wszystkich!Teraz jesteś zły bo jeszcze nie wylądowałam ci w łóżku ,tak jak inne panienki?!I ty mi próbujesz wmawiać ,że mnie kochasz i że ci na mnie zależy?!Gówno cię teraz obchodzę! Byłam twoim zasranym obowiązkiem,ale już nie jestem!Nie istniałam dla ciebie nigdy i nie istnieję.To koniec Harry.To w końcu koniec.
Rozłączyłam się i wróciłam do Daniela,który wciąż tam .Poczułam ,że coś mnie ściska za gardło.Usidłam obok chłopaka.Spojrzał na mnie niepewny i po chwili ciszy zapytał:
-Czy to ktoś dla ciebie ważny?
Zapadła chwila ciszy.Przypomniały mi się wszystkie chwile razem.To jak nie odpuszczał i nalegał,żebyśmy się razem spotykali.Przypomniało mi się to,że byłam z nim na okładce gazety.Te wszystkie reportaże w wiadomościach i ta cała Rose.Ucieczka w lesie i wstrząsające wiadomości.Śmierć ojca i bolesna prawda.Chwile nadziei i zwątpienia.Ból i radość.Wszystko we mnie uderzyło.Wpadłam w ramienia chłopaka ,a łzy wydostały się z oczu.To bolało.Jak to możliwe ,że cały czas tracę osoby na których tak bardzo mi zależy?Czy jestem jakaś przeklęta?!Co się ze mną dzieje?Czemu tak łatwo ufam ludziom i im ulegam?Kiedy się opanowałam i spędziłam trochę czasu z chłopakiem i jego mamą ,poszłam do pokoju z zamiarem spania.Usłyszałam pukanie do drzwi.To był Daniel.Zaproponował mi spotkanie jutro wieczorem w kinie.
Następnego dnia obudziłam się po 9.Zjadłam śniadanie i ubrałam się.Wyszłam na miasto by poszukać jakiejś pracy.Po jakimś czasie zatrudniłam się w sklepie jako pomocnik.Przynieś,podaj,pozamiataj.Nie była to jakoś wyjątkowo płatna posada,ale "wypłatę "dostawałam codziennie.Miałam nadzieję,że przez dni do końca tygodnia uciułam tyle pieniędzy,że gdy dołożę do nich oszczędności wystarczy mi na bilet powrotny.Im bardziej cel był postanowiony tym łatwiej znajdowałam minusy. Nie dość ,że w Londynie nie sposób nie spotkać Hazze,to jeszcze do tego dochodzi ta cała Rose.Muszę uporać się z tym całym ich "szefem" i pojebanymi misjami.Do tego szkoła w której czuję się jak intruz i muszę nadrobić zaległości z (miejmy nadzieję) tygodnia.
Wróciłam do domu.Daniel wrócił ze szkoły i odrabiał lekcje,a ja się zaszyłam w moim pokoju,to znaczy w pokoju jego siostry i zaczęłam myśleć,czy się zmieniłam i jak bardzo. W pewnym momencie spojrzałam na zegarek i zerwałam się z łóżka.Zaczęłam grzebać w szafie i szukać odpowiedniego ubrania.


Z doświadczenia wiem,że w razie czego lepszy jest luźny zestaw,niż spylać czy bronić się w sukience i szpilkach.Kiedy byłam gotowa i wyszłam z pokoju,zeszłam do salonu.Daniel już tam czekał.Pojechaliśmy do kina.Bawiłam się świetnie.Poszliśmy na komedię-romantyczną.Po kinie postanowiliśmy się przejść. I właśnie wtedy czar prysnął.Czuła  ,że ktoś mnie nie spuszcza z oka.Rozglądałam się dyskretnie,ale nic podejrzanego się nie wydarzyło.W pewnym momencie myślałam,że już mi Harry całkiem psyche zrył,ale po czasie była pewna ,że ktoś nas,a bynajmniej mnie obserwuje.Po chwili,zrobiło się tłoczno.Przedzierałam się przez tłum,który wziął się nie wiem skąd.Kiedy się z uwolniłam od tłumu ludzi,który szedł przed siebie,poczułam,że Daniel już mnie nie trzyma za rękę.Co tu do cholery jest grane?!

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 18

 Życie jest za krótkie,żeby codziennie rano budzić się z pretensjami do całego świata,więc kochaj tych ,którzy cię dobrze traktują,przebacz pozostałym i uwierz,że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu...
Było tu pełno rzeczy,jednak moją uwagę przykuł duży przedmiot w oddali,po prawej stronie,przykryty materiałem.Był to stary fortepian.Usiadłam i zaczęłam grać melodię,którą grał mi tata,gdy byłam mała.

Z moich oczu wydostała się pojedyncza łza...Przed oczami stanęła mi scena w Londynie.Kiedy zabili mi ojca.To było straszne.Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.Odwróciłam się i zobaczyłam Daniela,który lekko się uśmiecha.Było w tym uśmiechu coś takiego czułego.
-a przepraszam.Ja...
-Nie przepraszaj-usiadł obok mnie.
-Do kogo należy ten fortepian?
-Do Niki.Mojej siostry.Macie ze sobą wiele wspólnego.No i jesteście obie niezwykle piękne.
Na mojej twarzy pojawił się mimowolny delikatny uśmiech.Był dla mnie mnie taki miły a ja zachowałam się dziwnie na początku naszego spotkania.
-Rozmawiałem z twoją matką.Niestety,ale nie zapisała cię jeszcze do szkoły.Miała to zrobić dzisiaj,ale skoro cię nie ma,nie ma najmniejszego zamiaru.Chciałem ją przekonać,ale...
-Nie przejmuj się.Ona jest taka zawsze.Nic ją nie obchodzę.Ymm,Daniel?
-Tak,Lucy?
-Powiedziałeś wczoraj mamie,że pójdziesz dzisiaj do pani Parker,czyli że do mojej mamy,ale ... ona się tak nie nazywa...-spojrzałam na niego lekko wystraszona.
-To ty o niczym nie wiesz?Chodź na dół zrobię nam herbaty i porozmawiamy.Zeszłam na dół za nim i usiadłam w salonie.Był miły,coraz bardziej zaczynałam go lubić.Ukradkiem wczoraj zauważyłam przed jego domem,gdy wróciliśmy ze spaceru ,że  Daniel nazywa się Smitch.Po chwili wrócił z dwiema szklankami herbaty.Postawił je na stole i usiadł blisko mnie.
-Lucy,nie wiem jak to przyjmiesz,ale chciałbym,żeby to zbytnio nie wpłynęło na twój nastrój i pobyt u nas.
-Daniel,proszę bo już się zaczynam bać.
-No dobrze.Po tacie nazywasz się Lucy Hale tak? I twoja mama też,ale ożeniła się z Jamesem i nazywa się Parker.Masz nowego ojczyma.
-Nie!To nie możliwe!Nie mogła się z nim ożenić!Nie z nim!Daniel...
-Lucy przykro mi bo wiem ,że to straszna istota,bo każdy kto podnosi rękę na kobietę nie jest człowiekiem.Wiem,że u was często bywają bójki.James nie szczędzi twojej mamy.
A co z twoim tatą?
Westchnęłam.
-Rozwiedli się gdy miałam siedem lat.Ta melodia ,którą słyszałeś,to włąśnie on mi ją grał gdy byłam malutka.Potem i ja się nauczyłam grać,ale od ich rozwodu odcięłam się od muzyki,znienawidziłam cały świat.Obwiniałam wszystko i wszystkich za swoje nieszczęście.Trudno mi było się odbudować,ale ostatecznie jakoś w miarę mi to wyszło.Ostatnio spotkałam tatę.Byłam na misji z gangiem w którym był mój były chłopak.Miałam zabrać mapę i ich zabić.Nie wiedziałam ,że tam będzie też mój ojciec.Okazało się,że to mnie mieli zabić,ale że by im się nie udało zabili jego.
Łzy wydostały się z moich oczu na falę wspomnień.Dziwiłam się sobie,żę tak szybko otworzyłam się przed nieznaną mi osobą.Pod wpływem emocji przytuliłam się do niego i ku mojemu zdziwieniu,nie chciałam tego przerywać.Daniel zamknął mnie w swoich ramionach i wtedy poczułam się tak bezpiecznie,poczułam się ,że po raz pierwszy ktoś mnie wspiera i rozumie,że nie jest mimo wszystko przeciwko mnie.Ciszę przerwał mój telefon.To Harry.Czego on do cholery teraz ode mnie chce?!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 17

James wołał mnie w domu i już zmierzał do drzwi wyjściowych,ale w tym momencie otworzyły się drzwi i wpadłam na Daniela.
-Nie wiedziałem,że masz o mnie już tak dobre zdanie.-zażartował ,ale kiedy zobaczył przerażenie w moich oczach i ślad na policzku od razu spoważniał.Zamknął drzwi i zabrał mnie do środka.
-Co się stało?Chcesz wody?
-Tak poproszę.
Podał mi wodę i usiadł obok mnie w kuchni.
-Co się stało?-powtórzył pytanie.
-Miałam rację.James to psychopata.
-To on cię uderzył?
-Tak.-Podniosłam kubek drżącą ręką i wypiłam wodę-Przepraszam,że...że zabieram twój cenny czas i ...
-Nie kończ i nie przepraszaj.Chcę ci pomóc.Zostań tu.Myślę,że mama nie będzie miała nic przeciwko.Dostaniesz pokój siostry,jej ciuchy powinny na ciebie pasować.Nie zamierzam cię tak zostawić.
-Daniel nie mogę,nie chcę ci się narzucać a poza tym twoja mama może się nie zgodzić.-złapał moją dłoń.
-Lucy,proszę.Daj sobie pomóc.Kiedy przyszedłem do was byłaś oschła dla otoczenia.Ale potem pokazałaś jaka jesteś na prawdę.Żartowałaś,śmiałaś się i dopuściłaś mnie do siebie.Chcę by ta uśmiechnięta dziewczyna wróciła.Daj sobie pomóc.
-Dziękuję ci.
-Zadzwonię do mamy.Pogadam z nią i jestem pewny,że pozwoli ci tu zostać.
Odszedł i wykonał telefon.Rozglądnęłam się po pomieszczeniu.Dom był urządzony w radosnych i ciepłych kolorach.Meble były z jasnego drewna,kuchnia była w odcieniu delikatnej żółci.Salon był barwy brzoskwiniowej.Daniel odłożył słuchawkę i podszedł do mnie.
-Tak jak myślałem,możesz u nas zostać.Mama cieszy się,że będzie cię mogła poznać,ale żałuje,że w tak niefortunnych okolicznościach.Chodź zaprowadzę cię do pokoju.
Poszłam za nim po schodach na górę.Wszedł do dużego pokoju koloru kremowego.
-Mam nadzieję,że pokój ci przypadnie do gustu.Ja mam pokój na przeciwko,a łazienka jest na samym końcu.Siostra wyjechała więc pokój stoi pusty.Możesz się przebrać i skorzystać z łazienki.Czuj się jak u siebie w domu.W końcu w pewnym sensie nim jest.Siostra chodziła dużo w sukienkach i rurkach ,rzadko w spódniczkach.
Usiadłam na wygodnym łóżku.Daniel wychodził.
-Daniel.
-Tak?-odwrócił się.
-Dziękuję.
W odpowiedzi uśmiechnął się i odszedł.Wyciągnęłam z szafy jedną z sukienek i poszłam wziąć prysznic.Ubrałam się i zeszłam na dół do Daniela.Otworzył szeroko oczy.
-Wyglądasz... przepięknie.
Sukienka Lucy
 -Dzięki.
Usiedliśmy w salonie.Włączył telewizor i usiedliśmy oglądając komedię.Śmialiśmy się dużo.Nagle usłyszeliśmy jak zamykają się drzwi.To była mama Daniela.Wstaliśmy podeszliśmy do niej.
-Witaj kochanie.-przywitała mnie przytulając.Byłą jak moja matka ,której nie miałam.
-Dzień dobry pani.Dziękuję,że mogę tu na trochę zostać.Obiecuję,że jutro poszukam pracy i gdy tylko uzbieram odpowiednią kwotę znajdę sobie jakieś mieszkanie,albo uzbieram na bilet powrotny do ... -przypomniało mi się ,że w Londynie będę skazana na Hazze,mimo,że nie mieszkamy razem nie sposób go uniknąć- ...do Londynu-dokończyłam.
-Nonsens dziecko.Zostań tutaj tak długo jak będziesz chciała.Bardzo przypominasz moją córkę,a zwłaszcza w tych sukienkach.Ta była jej ulubioną.Poczuję się jakbym miała kolejną córkę.
-Dziękuję pani bardzo,ale myślę,że prędzej czy później jednak będe musiała wrócić.
Poczułam na sobie wzrok Daniela i dopiero teraz uświadomiłam sobie,że przysłuchuje się tej całej rozmowie.Bałam się spojrzeć w jego stronę.
-Mamo,jutro pójdę do pani Parker (tak nazywa się mama Lucy) i zapytam czy jest już zapisana do naszej szkoły.
-Świetny pomysł Daniel.Myślę,że powinnaś odpocząć słonko.-zwróciła się do mnie.Poszłam do góry.Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku.Odblokowałam telefon ,a moim oczom ukazało się zdjęcie Harry 'ego. Łzy mimowolnie wydostały się z moich oczu.To bolało.Po raz kolejny straciłam osobę,którą kochałam.Miałam wrażenie ,żeś świat jest przeciwko mnie i gdyby nie Daniel już na dobre straciłabym wiarę w dobro ,w które tak bardzo zapewniał mnie tata.Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.-wydusiłam z siebie i otarłam łzy.
-Przeszkadzam?-usłyszałam głos Daniela.
-Nie ,wejdź.-wymusiłam uśmiech.
-Coś się stało?
-Nie ,wszystko w porządku.
-Lucy przykro mi z powodu tego co się stało i cieszę ,że zgodziłaś się przyjąć naszą pomoc.
-To ja dziękuję,że mnie przygarnęliście.
-Późno już,lepiej idź spać.
Posłuchałam go.Spało mi się wygodnie.Rano obudziłam się o 10.Zeszłam na dół.W kuchni na stole była kartka.
"Lucy mama jest w pracy i wróci wieczorem.Ja musiałem coś załatwić na mieście i pójdę do twojej mamy uzgodnić co ze szkołą.Spokojnie nie powiem gdzie jesteś.W tym czasie możesz się bardziej zapoznać z domem.W końcu mieszkasz w nim.Lodówka jest twoja.
Daniel"
Uśmiechnęłam się do siebie.Jednak nie byłam głodna.Dziś znów zdecydowałam się na sukienkę.


Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam ,że jest jeszcze na górze pomieszczenie.Weszłam po małych schodkach przez dach i znalazłam się na strychu.Było tu pełno rzeczy jednak moją uwagę przykuł duży przedmiot w oddali, po prawej stronie,przykryty materiałem.Podeszłam do niego i odsłoniłam go.Był to stary fortepian. Usiadłam i zaczęłam grać melodią,którą grał mi tata,gdy byłam mała.
Z moich oczu wydostała się pojedyncza łza.Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 16

Żyć to nie znaczy iść przez róże,
Sięgać po laury,zbierać oklaski.
Żyć to znaczy przetrwać wszystkie burze
I dążyć tam,gdzie świecą ideałów blaski./Adam Asnyk
-Ociec nie jest w stanie zapewnić ci takiego bezpieczeństwa jak tu.
-Nie jest,bo nie żyje!
-Jak to?
-Nie udawaj!To przez ciebie nie żyje!
Chciała coś powiedzieć,ale nie dałam jej.Uciekłam do pokoju.Rzuciłam się na łóżko i pozwoliłam moim łzą wypłynąć z oczu.Czy ona nie może zrozumieć,jak bardzo mnie zraniła?Czy nie może zrozumieć jak bardzo mi jej brakowało?Potrzebowałam miłości,a ani ona ani ojciec nie dali mi jej.Więc i teraz niech nie dają.Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.Odrzuciłam połączenie.Nie chciałam z nikim rozmawiać,nawet z Harrym.Mama i James pracują na zmianę.Mama znika na wieczory,a James wtedy wraca do domu.Dostałam wiadomość.
_____________________________________________
Od:Harry
Nie wiesz,że ode mnie się telefony odbiera?! 
_____________________________________________
Do:Harry
Zostaw mnie w spokoju,nie mam najmniejszej ochoty z kimkolwiek gadać!
_____________________________________________
Nie odstępował dzwonił.W końcu odebrałam.
-Czego ty chcesz?!
H:Nie pozwolę,żebyś mnie olewała! 
-Nie rozumiesz,że nie chcę teraz z nikim rozmawiać?!Nie stawaj się takim nachalnym dupkiem jak Nick!
H:Nie porównuj go ze mną.Będę taki jak mi się podoba rozumiesz!
-Harry,proszę cię nie dzisiaj.
H:Co ci się kurwa dzieje?!Wczoraj taka ,dzisiaj taka,a zaraz jeszcze będziesz błagała ,żebym cię zabrał z tam tond.Nie licz wtedy na mnie.Jeżeli chcesz mnie tak bardzo unikać,skoro jestem takim dupkiem...
Rozłączył się.Kurwa!Zawsze musi się wszystko pieprzyć.Przypomniało mi się co mówił tata,kiedy byłam mała i kiedy wieczorami było mi źle i byłam nieszczęśliwa:
Popatrz ,Lucy,gwiazdy ciągle świecą,znajdują się tam ,gdzie jest ich miejsce.Jeżeli coś się nie układa,to zawsze z winy ludzi.To my musimy się postarać wszystko naprawić.
Tylko jak naprawić,gdy cały świat jest przeciwko tobie?Brakuje mi taty.Mieliśmy ze sobą dobry kontakt,dzwonił,pisał listy,ale od jakichś 2 lat zaprzestał to robić.Nie rozumiałam o co chodziło.Teraz wiem.Kiedy byliśmy jeszcze rodziną...bardziej dogadywałam się z tatą.Rozumiał mnie,byłam bardziej do niego podobna w charakterze.Podobnie myśleliśmy i każde z nas mogło pomóc sobie w problemach.Inaczej było między mną, a mamą.Usłyszałam z dołu wołanie mamy.Zbiegłam po schodach i zatrzymałam się przy ostatnim.Mama trzymała drzwi,które były otwarte ,a w nich stał przystojny chłopak.
   
-Lucy,to jest Daniel.Jest naszym sąsiadem.Zanim przyleciałaś,oznajmiłam go,że będziesz i poprosiłam o wtajemniczenie.
-Nie potrzebuję.Świetnie sobie do tej pory radziłam sama w życiu mamo-ostatni wyraz powiedziałam z naciskiem i oschłością.
-Lucy proszę cię...
-Daj spokój.-podeszłam do Daniela-to dokąd mnie zabierasz?
-Niespodzianka.
Wyszliśmy.Nie znałam go i nie zamierzałam mu od razu ufać czy zakochiwać na zabój.Harry ze mną zerwał i to było jasne.Nie rozumiem jego zachowania.Jeszcze tak niedawno mówił,że mnie kocha,a teraz...Czemu nie potrafi uszanować mojego zdania.
-Wróć do mnie.
-Tak,jestem.
-Przed chwilą nie było cię.Gdzie tak odpłynęłaś?
-Mam pewne problemy.Co mówiłeś?
-Nie masz chyba zbyt dobrych kontaktów z mamą.
-Zgadza się,ale to chyba nie twoja sprawa.
-Tak,masz rację.Przepraszam.
Był inny niż Harry,czy Nick to trzeba przyznać i nie da się ukryć.Czy mogłabym go polubić? Wątpię,skoro to mama go prosiła,na pewno źle wybrała.Nigdy nie wybierała czegoś co było w moim typie.
-Jesteś z tond? 
-Nie, mieszkałam w Londynie.Mama... kazała mi się przeprowadzić.
-Czyli będziesz chodziła do szkoły,podejrzewam ,że do Brodway.To na prawdę bardzo dobra szkoła,a twoja mama wygląda na porządną więc...
-Chodzisz tam do szkoły.
-Tak.Zaraz będziemy ,zasłoń oczy.
-Czy nie miałeś mi czasem pokazać tego miasta?
-Tak i pokażę.Podziwiałaś wszystkie uliczki i ulice,no,prawie wszystkie,a teraz zasłoń oczy.
Zasłoniłam oczy i nie pewna dałam się prowadzić Danielowi.Po pewnym czasie pozwolił mi odsłonić oczy.Ukazał mi się ten widok.
 
-Daniel ,tu jest pięknie.
-Tak wiem,moje ulubione miejsce.Chociaż tu jest spokój i cisza,gdy pozostała część miasta tętni życiem.
Czemu mnie tu przyprowadził.Przecież mama kazała mu pokazać mi miasto,a mimo to jest miły.Siedzieliśmy tam i rozmawialiśmy.Daniel dużo żartował i się śmiał.Był bardzo pewny siebie.
-No chyba pora wracać.
-Nie chce mi się.Teraz będzie James w domu.W ogóle nie chce z nimi mieszkać.Nie ma gorszych lodzi niż oni.
-Przykro mi Lucy,ale musimy.Jutro przyjdę i zapytam się twojej mamy czy będziesz chodziła do do naszej szkoły.
-Dobrze.
Wróciliśmy do domu już mniej rozmawiając.Pożegnaliśmy się i weszłam do domu.Mieszkał na przeciwko nas.Cóż myślę,że mama załatwiła mi towarzystwo nie bacząc na to czy tego chce czy nie.Wzięłam sok z lodówki i poszłam do pokoju.Chwilę potem usłyszałam głos Jamesa.
-Lucy!
-Tak?!
-Zrób mi coś do jedzenia!
-Zrób sobie sam!Rączki do dupy ci przyrosły cza jaka cholera?!
Usłyszałam kroki po schodach i moje drzwi się otworzyły.Wstałam,a on do mnie podszedł.Uderzył w twarz.Podniosłam się.Złapał moją brodę i powiedział:
-Ja tu rządzę rozumiesz?!I masz się mnie suko słuchać!Twoja matka już zrozumiała i ty też zrozumiesz!
Wyrwałam mu się i zbiegłam na dół.Wiedziałam ,że z nim coś nie tak.To psychopata!Co teraz robić?!Na Harry 'ego nie mam już co liczyć.Znów usłyszałam kroki na schodach.Wybiegłam z domu i pierwszą osobą jaka przyszła mi na myśl Daniel.Nie znałam tutaj nikogo,ale mogłam też pobiec do byle jakiego domu i powiedzieć o co chodzi ,ale teraz wolałam do niego.Sama nie wiem czemu w końcu czuję do niego niechęć.Uderzałam w drzwi ,żeby otworzył mi je.James wołał mnie w domu i już zmierzał do drzwi,ale w tym momencie otworzyły się drzwi i wpadłam na Daniela.  

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 15

Szczęście to nie ilość pieniędzy ,które masz,tylko ludzie w twoim życiu,którzy pomagają Ci stworzyć piękne wspomnienia.
Przed domem czekał jakiś mężczyzna.Był z dwa lata straszy od mojej mamy.
-Lucy...! Na reszcie jesteś.
-My się znamy?
-Mama mówiła,że jesteś zabawna.
Zaraz mama?Czyli ,że ona znalazła sobie innego?...Weszłam do środka.W kuchnie była mama.Przytuliła mnie na przywitanie,wskazała pokój i dalej wróciła do garnków.Poszłam do pokoju.W porównaniu do mojego nędznego pokoju,ten był luksusem.Westchnęłam i ciuchy wsadziłam do szafek.Mama zawołała z dołu mnie na obiad.Zeszłam po schodach i usiadłam przy stole.Jedzenie już czekało.Cały obiad zjedliśmy w milczeniu.Widziałam jak mama i ten mężczyzna wymieniali spojrzenia.Po obiedzie powiedziałam mamie,że idę poznać okolicę i wyszłam.Zadzwoniłam do Hazzy.
-Tak?
-Cześć Harry.
-Lucy?!Czy coś się stało?Doleciałaś?
-Tak ,spokojnie,po prostu...
-Rozczarowałaś się czymś prawda?
-Można tak powiedzieć.Dom to wypasione królestwo,tak jak mój pokój ,ale nie pasuje mi tu coś.Coś jest inaczej niż w normalnych rodzinach.
-Mam nadzieję,że nic ci nie będzie.
-Wiesz,nie zamieniłam z mamą żadnego zdania,tylko z jakimś facetem.Mieszka z nią.I on mi nie pasuje do tej całej układanki.Myślę,że mama nie wie o śmierci ojca.Nie rozumiem już niczego.
-Spokojnie Lucy,wszystko się wyjaśni.Gdyby coś było nie tak zadzwoń,zabiorę cię wtedy.
-Dobrze.
Rozłączyłam się i wróciłam do domu.Poszłam do pokoju,poszperała  na TT,ale mama zawołała mnie do pomocy przy kolacji.Zbiegłam na dół i byłam przygotowana na rzeź.Przeczuwałam,że zaraz zaczną się pytania itd.Nie myliłam się.Wzięłam się za robienie herbaty.
-Lucy,jak w szkole?
-Było dobrze.
-Było?
-Tak.
-A czemu nie jest?-dociekała.
-Bo od jakiegoś czasu nie chodzę.
-Czemu?
-Dobrze wiesz.
Rozmowę przerwał czajnik z gotującą się wodą.Zalałam herbatę wrzątkiem i skończyłam robić zaczęte przez mamę kanapki.Nie pytała już więcej.Postawiłam talerze z kanapkami i herbaty na stole,a mama zawołała tego mężczyznę.
-James,kolacja.
Czyli to był James,popularne imię.
-Jak ci się tu podoba?-ciszę przerwał mężczyzna.
-Ładnie,wolę Londyn,ale tu też może być.
Atmosfera była napięta czy tego chcieliśmy czy nie.Ja na pewno nie chciałam zamieniać z nim ani jednego słowa.
-Masz chłopaka?-tym razem to mama zabrała głos.
-Tak,w Londynie.
-To przez niego byłaś w szpitalu?
-Nie, to przez ... przez nikogo.-uświadomiłam sobie,że nie chcę się z nimi dzielić tym wszystkim.Mamę na pewno prędzej czy później wypytam o wszystko,a  wtedy będę musiała jej mówić wszystko to co się wydarzyło,ale nie ufam temu Jamesowi.Po kolacji poszłam na górę.Słuchałam rapu dość długo.Było już późno.Poszłam do łazienki się umyć.Nudziło mi się tu,ale czuła,że jutro nie będzie tak pięknie jak dziś nie będzie tak nudno.
Obudziłam się o 9. Zeszłam na dół i zjadłam przyszykowane przez mamę śniadanie.Potem włożyłyśmy naczynia do zmywarki i usiadłyśmy w salonie.
-Długo tu będę?
-Mieszkasz tu.
-Co?Nie zamierzam tu być w nieskończoność.
-To nie ty tu decydujesz.
-Zostawiłaś nas.Teraz ja decyduje o sobie.
-A ojciec taki święty?
-Jak możesz teraz mówić tak o tym spokojnie.Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-O czym?
-O tym kim jesteś i o tym kim będę.
-Nie rozumiem.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi ,że byłaś w gangu,że to od tamtego momentu chodziłaś z tatą?Dlaczego nie powiedziałaś mi ,że będę taka jak ty?
-Żeby cię chronić.Dlatego też tu jesteś.
-Nie prawda.Dlatego jesteś z tym nadętym idiotą?!Żeby mnie chronić?!Radzę sobie doskonale.
-Ojciec nie jest w stanie zapewnić ci takiego bezpieczeństwa jak tu.
-Nie jest,bo nie żyje!
-Jak to?
-Nie udawaj!To przez ciebie nie żyje!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 14

 I w końcu musisz odejść z miejsca,gdzie czułeś się najlepiej.Musisz zostawić coś czego już nigdy niczym nie zstąpisz.
Podniosłem wzrok ,a na jej policzku zobaczyłem łzę.Czyli słyszała,czyli,że...
 -Panie doktorze,ona...
Poszedłem po lekarza,kiedy wszedłem do sali,Lucy leżała odwrócona w naszą stronę,lekarz zamknął drzwi przed sobą,a ona powiedziała:
-Harry...-wyszeptała.
Podszedłem do niej i pocałowałem w rękę.
-Ciiii...Jestem przy tobie myszko.Zawsze będę.
-Kocham cię.
                      Trzy dni później 
Siedziałem w szpitalu non stop.Cały czas będą przy Lucy,nie mogłem się nacieszyć.To niezwykłe ,że przeżyje.Po tych trzech dniach dalej nie mogę w to wszystko uwierzyć.Pojechałem do domu wziąć prysznic i ciuchy dla Lucy,bo za niedługo wychodzi ze szpitala.Wszedłem do środka i kiedy zrobiłem wszystko to co miałem wróciłem do szpitala.Kiedy wszedłem do sali zobaczyłem Lucy ,która płacze.
-Co się stało?
-Dzwoniła mama...
-Czy dlatego płaczesz?
 
-Tak,muszę jechać do niej i się wyprowadzić.Samolot mam w drugi dzień po wyjściu ze szpitala.Wszystko załatwione.
-Kochanie spokojnie.Wszystko będzie dobrze.
-Nie będzie.
                         Dwa dni później
Wszystko spakowane.Muszę jechać.Nie chcę tego.Rodzice się rozwiedli.Musiałam sobie sama radzić.Zabili mi na moich oczach ojca,a teraz matka chce,żebym wyjechała do Nowego Yorku i tak wszystko zostawiła?Bo ona sobie przypomniała,że ma córkę?!Ciekawe czy wie,że ojciec umarł.
Harry zawiózł mnie na lotnisko.Wtuliłam się w niego jak mała dziewczyna i nie chciałam przestać.Nie chcę go znowu stracić.Jest jedyną taką osobą.Odprawa minęła całkiem sprawnie.Zajęłam swoje miejsce i patrzyłam przez okno.Widziałam Harry'ego.Nie chciałam jechać.Nie utrzymywałam kontaktów z nią od tylu lat.Jak to możliwe,że nagle sobie o mnie przypomniała?Kiedy byliśmy w powietrzu dostałam wiadomość.
___________________________________
Od:Harry
Tylko nie szalej tam za bardzo. xx
______________________________________________________________
Do:Harry
Spokojnie.Nie zapomnij o mnie i nie wpakuj się w kłopoty,a bynajmniej spróbuj. xx 
_______________________________________________________________
Zasnęłam.
Obudziłam się po jakiejś godzinie.Zostało pół godziny.Czasami się nie potrafię odnaleźć w życiu.Wszystko wydaje się takie trudne,skomplikowane.Jakby to było niewykonalne.Wysiadłam na lotnisku.Zamówiłam taksówkę.Nie miałam zamiaru ściągać tu mamy.Wysiadłam na ulicy gdzie mieszkała moja mama.Wyciągnęłam walizki i wtargnęłam je do domu.

 
Przed domem czekał jakiś mężczyzna.Był z dwa lata starszy od mojej mamy.
-Lucy...! Nareszcie jesteś.
-My się znamy?
-Mama mówiła,że jesteś zabawna.Wchodź do środka.
Zaraz,mama?Czyli ,że ona znalazła sobie innego?!

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 13

Widzisz jak ktoś coraz bardziej się oddala...To nic.Jesteśmy dla siebie stworzeni.W końcu się spotkamy...

Chwilę potem z sali wyszedł lekarz.
-Doktorze?
Nic nie odpowiedział,ale głośno westchnął...

-Było ciężko...,ale się udało.
Odetchnąłem z ulgą.
-Będę mógł do niej wejść?
-Jest w ciężkim stanie i śpiączce.Musi zregenerować siły,ale tak,niech pan wejdzie.Musi słyszeć ,że ktoś przy niej jest.
-Więc co mam robić?
-Proszę mówić.
Wszedłem do sali.Usiadłem obok.Chwyciłem jej dłoń.Boże jak ja mogłem być  tak głupi. 
-Lucy,przepraszam.-zacząłem szeptać-Ja...ja cię kocham.Nie zdawałem sobie z tego prawy.Byłem zaślepiony,przez naszego szefa.Cały czas te akcje,zdobądź to,zabij tego...Ta czarna robota stała się z czasem moim całym życiem.Może nie powinienem rozpamiętywać tego wszystkiego co się wydarzyło,ale...muszę ci to powiedzieć mimo wszystko.Mam taką potrzebę.Ta mapa strasznie mnie wciągnęła.Dark... to znaczy nasz szef jak zawsze obiecuje cacanki daje forsę i musimy się odczepić.Od dawna cię obserwowałem i wiedzieliśmy o tobie praktycznie wszystko.Byłaś dla mnie zwykłą dziewczyną,kolejną misją.Miałem cię oczarować i zabić,uprzednio zdobywając mapę od ojca za pomocą szantażu...ale kiedy zacząłem cię poznawać,kiedy mnie olewałaś,ja...ja poczułem ,że muszę zdobyć twoją sympatię mimo wszystko.Zakochałem się od kiedy miałem okazję cię poczuć,dotknąć...Nie chciałem cię zabijać.Przedłużałem tą chwilę tak długo jak mogłem.Potem dowiedzieli się jakie masz zdolności.Nick,Rose i Dan chcieli cię zabić w tym lesie bo stwierdzili,że to za duże wezwanie jak dla mnie i że oni to załatwią.Chciałem Cię mimo wszystko chronić,bo zakochałem się w tobie...Wiem ,że mnie słyszysz i musiałem ci to powiedzieć.Nie wiem jak sobie poradzę,jeżeli ... jeżeli mnie zostawisz...więc musiałem ci powiedzieć,że cię kocham.I gdzieś w głębi duszy mam nadzieję,że ty też mimo tego jakim dupkiem jestem.

 Podniosłem wzrok ,a na jej policzku zobaczyłem łzę.Czyli słyszała,czyli,że...
 -Panie doktorze,ona...
Poszedłem po lekarza,kiedy wszedłem do sali,Lucy leżała odwrócona w naszą stronę,lekarz zamknął drzwi przed sobą,a ona...

Przepraszam kochanie,że taki krótki i tyle na niego czekaliście,ale są święta i musiałam pomagać rodzicom...Mam nadzieję,że wam się podoba.Proszę o komentarze.