Music

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 18

 Życie jest za krótkie,żeby codziennie rano budzić się z pretensjami do całego świata,więc kochaj tych ,którzy cię dobrze traktują,przebacz pozostałym i uwierz,że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu...
Było tu pełno rzeczy,jednak moją uwagę przykuł duży przedmiot w oddali,po prawej stronie,przykryty materiałem.Był to stary fortepian.Usiadłam i zaczęłam grać melodię,którą grał mi tata,gdy byłam mała.

Z moich oczu wydostała się pojedyncza łza...Przed oczami stanęła mi scena w Londynie.Kiedy zabili mi ojca.To było straszne.Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.Odwróciłam się i zobaczyłam Daniela,który lekko się uśmiecha.Było w tym uśmiechu coś takiego czułego.
-a przepraszam.Ja...
-Nie przepraszaj-usiadł obok mnie.
-Do kogo należy ten fortepian?
-Do Niki.Mojej siostry.Macie ze sobą wiele wspólnego.No i jesteście obie niezwykle piękne.
Na mojej twarzy pojawił się mimowolny delikatny uśmiech.Był dla mnie mnie taki miły a ja zachowałam się dziwnie na początku naszego spotkania.
-Rozmawiałem z twoją matką.Niestety,ale nie zapisała cię jeszcze do szkoły.Miała to zrobić dzisiaj,ale skoro cię nie ma,nie ma najmniejszego zamiaru.Chciałem ją przekonać,ale...
-Nie przejmuj się.Ona jest taka zawsze.Nic ją nie obchodzę.Ymm,Daniel?
-Tak,Lucy?
-Powiedziałeś wczoraj mamie,że pójdziesz dzisiaj do pani Parker,czyli że do mojej mamy,ale ... ona się tak nie nazywa...-spojrzałam na niego lekko wystraszona.
-To ty o niczym nie wiesz?Chodź na dół zrobię nam herbaty i porozmawiamy.Zeszłam na dół za nim i usiadłam w salonie.Był miły,coraz bardziej zaczynałam go lubić.Ukradkiem wczoraj zauważyłam przed jego domem,gdy wróciliśmy ze spaceru ,że  Daniel nazywa się Smitch.Po chwili wrócił z dwiema szklankami herbaty.Postawił je na stole i usiadł blisko mnie.
-Lucy,nie wiem jak to przyjmiesz,ale chciałbym,żeby to zbytnio nie wpłynęło na twój nastrój i pobyt u nas.
-Daniel,proszę bo już się zaczynam bać.
-No dobrze.Po tacie nazywasz się Lucy Hale tak? I twoja mama też,ale ożeniła się z Jamesem i nazywa się Parker.Masz nowego ojczyma.
-Nie!To nie możliwe!Nie mogła się z nim ożenić!Nie z nim!Daniel...
-Lucy przykro mi bo wiem ,że to straszna istota,bo każdy kto podnosi rękę na kobietę nie jest człowiekiem.Wiem,że u was często bywają bójki.James nie szczędzi twojej mamy.
A co z twoim tatą?
Westchnęłam.
-Rozwiedli się gdy miałam siedem lat.Ta melodia ,którą słyszałeś,to włąśnie on mi ją grał gdy byłam malutka.Potem i ja się nauczyłam grać,ale od ich rozwodu odcięłam się od muzyki,znienawidziłam cały świat.Obwiniałam wszystko i wszystkich za swoje nieszczęście.Trudno mi było się odbudować,ale ostatecznie jakoś w miarę mi to wyszło.Ostatnio spotkałam tatę.Byłam na misji z gangiem w którym był mój były chłopak.Miałam zabrać mapę i ich zabić.Nie wiedziałam ,że tam będzie też mój ojciec.Okazało się,że to mnie mieli zabić,ale że by im się nie udało zabili jego.
Łzy wydostały się z moich oczu na falę wspomnień.Dziwiłam się sobie,żę tak szybko otworzyłam się przed nieznaną mi osobą.Pod wpływem emocji przytuliłam się do niego i ku mojemu zdziwieniu,nie chciałam tego przerywać.Daniel zamknął mnie w swoich ramionach i wtedy poczułam się tak bezpiecznie,poczułam się ,że po raz pierwszy ktoś mnie wspiera i rozumie,że nie jest mimo wszystko przeciwko mnie.Ciszę przerwał mój telefon.To Harry.Czego on do cholery teraz ode mnie chce?!

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 17

James wołał mnie w domu i już zmierzał do drzwi wyjściowych,ale w tym momencie otworzyły się drzwi i wpadłam na Daniela.
-Nie wiedziałem,że masz o mnie już tak dobre zdanie.-zażartował ,ale kiedy zobaczył przerażenie w moich oczach i ślad na policzku od razu spoważniał.Zamknął drzwi i zabrał mnie do środka.
-Co się stało?Chcesz wody?
-Tak poproszę.
Podał mi wodę i usiadł obok mnie w kuchni.
-Co się stało?-powtórzył pytanie.
-Miałam rację.James to psychopata.
-To on cię uderzył?
-Tak.-Podniosłam kubek drżącą ręką i wypiłam wodę-Przepraszam,że...że zabieram twój cenny czas i ...
-Nie kończ i nie przepraszaj.Chcę ci pomóc.Zostań tu.Myślę,że mama nie będzie miała nic przeciwko.Dostaniesz pokój siostry,jej ciuchy powinny na ciebie pasować.Nie zamierzam cię tak zostawić.
-Daniel nie mogę,nie chcę ci się narzucać a poza tym twoja mama może się nie zgodzić.-złapał moją dłoń.
-Lucy,proszę.Daj sobie pomóc.Kiedy przyszedłem do was byłaś oschła dla otoczenia.Ale potem pokazałaś jaka jesteś na prawdę.Żartowałaś,śmiałaś się i dopuściłaś mnie do siebie.Chcę by ta uśmiechnięta dziewczyna wróciła.Daj sobie pomóc.
-Dziękuję ci.
-Zadzwonię do mamy.Pogadam z nią i jestem pewny,że pozwoli ci tu zostać.
Odszedł i wykonał telefon.Rozglądnęłam się po pomieszczeniu.Dom był urządzony w radosnych i ciepłych kolorach.Meble były z jasnego drewna,kuchnia była w odcieniu delikatnej żółci.Salon był barwy brzoskwiniowej.Daniel odłożył słuchawkę i podszedł do mnie.
-Tak jak myślałem,możesz u nas zostać.Mama cieszy się,że będzie cię mogła poznać,ale żałuje,że w tak niefortunnych okolicznościach.Chodź zaprowadzę cię do pokoju.
Poszłam za nim po schodach na górę.Wszedł do dużego pokoju koloru kremowego.
-Mam nadzieję,że pokój ci przypadnie do gustu.Ja mam pokój na przeciwko,a łazienka jest na samym końcu.Siostra wyjechała więc pokój stoi pusty.Możesz się przebrać i skorzystać z łazienki.Czuj się jak u siebie w domu.W końcu w pewnym sensie nim jest.Siostra chodziła dużo w sukienkach i rurkach ,rzadko w spódniczkach.
Usiadłam na wygodnym łóżku.Daniel wychodził.
-Daniel.
-Tak?-odwrócił się.
-Dziękuję.
W odpowiedzi uśmiechnął się i odszedł.Wyciągnęłam z szafy jedną z sukienek i poszłam wziąć prysznic.Ubrałam się i zeszłam na dół do Daniela.Otworzył szeroko oczy.
-Wyglądasz... przepięknie.
Sukienka Lucy
 -Dzięki.
Usiedliśmy w salonie.Włączył telewizor i usiedliśmy oglądając komedię.Śmialiśmy się dużo.Nagle usłyszeliśmy jak zamykają się drzwi.To była mama Daniela.Wstaliśmy podeszliśmy do niej.
-Witaj kochanie.-przywitała mnie przytulając.Byłą jak moja matka ,której nie miałam.
-Dzień dobry pani.Dziękuję,że mogę tu na trochę zostać.Obiecuję,że jutro poszukam pracy i gdy tylko uzbieram odpowiednią kwotę znajdę sobie jakieś mieszkanie,albo uzbieram na bilet powrotny do ... -przypomniało mi się ,że w Londynie będę skazana na Hazze,mimo,że nie mieszkamy razem nie sposób go uniknąć- ...do Londynu-dokończyłam.
-Nonsens dziecko.Zostań tutaj tak długo jak będziesz chciała.Bardzo przypominasz moją córkę,a zwłaszcza w tych sukienkach.Ta była jej ulubioną.Poczuję się jakbym miała kolejną córkę.
-Dziękuję pani bardzo,ale myślę,że prędzej czy później jednak będe musiała wrócić.
Poczułam na sobie wzrok Daniela i dopiero teraz uświadomiłam sobie,że przysłuchuje się tej całej rozmowie.Bałam się spojrzeć w jego stronę.
-Mamo,jutro pójdę do pani Parker (tak nazywa się mama Lucy) i zapytam czy jest już zapisana do naszej szkoły.
-Świetny pomysł Daniel.Myślę,że powinnaś odpocząć słonko.-zwróciła się do mnie.Poszłam do góry.Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku.Odblokowałam telefon ,a moim oczom ukazało się zdjęcie Harry 'ego. Łzy mimowolnie wydostały się z moich oczu.To bolało.Po raz kolejny straciłam osobę,którą kochałam.Miałam wrażenie ,żeś świat jest przeciwko mnie i gdyby nie Daniel już na dobre straciłabym wiarę w dobro ,w które tak bardzo zapewniał mnie tata.Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę.-wydusiłam z siebie i otarłam łzy.
-Przeszkadzam?-usłyszałam głos Daniela.
-Nie ,wejdź.-wymusiłam uśmiech.
-Coś się stało?
-Nie ,wszystko w porządku.
-Lucy przykro mi z powodu tego co się stało i cieszę ,że zgodziłaś się przyjąć naszą pomoc.
-To ja dziękuję,że mnie przygarnęliście.
-Późno już,lepiej idź spać.
Posłuchałam go.Spało mi się wygodnie.Rano obudziłam się o 10.Zeszłam na dół.W kuchni na stole była kartka.
"Lucy mama jest w pracy i wróci wieczorem.Ja musiałem coś załatwić na mieście i pójdę do twojej mamy uzgodnić co ze szkołą.Spokojnie nie powiem gdzie jesteś.W tym czasie możesz się bardziej zapoznać z domem.W końcu mieszkasz w nim.Lodówka jest twoja.
Daniel"
Uśmiechnęłam się do siebie.Jednak nie byłam głodna.Dziś znów zdecydowałam się na sukienkę.


Kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam ,że jest jeszcze na górze pomieszczenie.Weszłam po małych schodkach przez dach i znalazłam się na strychu.Było tu pełno rzeczy jednak moją uwagę przykuł duży przedmiot w oddali, po prawej stronie,przykryty materiałem.Podeszłam do niego i odsłoniłam go.Był to stary fortepian. Usiadłam i zaczęłam grać melodią,którą grał mi tata,gdy byłam mała.
Z moich oczu wydostała się pojedyncza łza.Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 16

Żyć to nie znaczy iść przez róże,
Sięgać po laury,zbierać oklaski.
Żyć to znaczy przetrwać wszystkie burze
I dążyć tam,gdzie świecą ideałów blaski./Adam Asnyk
-Ociec nie jest w stanie zapewnić ci takiego bezpieczeństwa jak tu.
-Nie jest,bo nie żyje!
-Jak to?
-Nie udawaj!To przez ciebie nie żyje!
Chciała coś powiedzieć,ale nie dałam jej.Uciekłam do pokoju.Rzuciłam się na łóżko i pozwoliłam moim łzą wypłynąć z oczu.Czy ona nie może zrozumieć,jak bardzo mnie zraniła?Czy nie może zrozumieć jak bardzo mi jej brakowało?Potrzebowałam miłości,a ani ona ani ojciec nie dali mi jej.Więc i teraz niech nie dają.Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.Odrzuciłam połączenie.Nie chciałam z nikim rozmawiać,nawet z Harrym.Mama i James pracują na zmianę.Mama znika na wieczory,a James wtedy wraca do domu.Dostałam wiadomość.
_____________________________________________
Od:Harry
Nie wiesz,że ode mnie się telefony odbiera?! 
_____________________________________________
Do:Harry
Zostaw mnie w spokoju,nie mam najmniejszej ochoty z kimkolwiek gadać!
_____________________________________________
Nie odstępował dzwonił.W końcu odebrałam.
-Czego ty chcesz?!
H:Nie pozwolę,żebyś mnie olewała! 
-Nie rozumiesz,że nie chcę teraz z nikim rozmawiać?!Nie stawaj się takim nachalnym dupkiem jak Nick!
H:Nie porównuj go ze mną.Będę taki jak mi się podoba rozumiesz!
-Harry,proszę cię nie dzisiaj.
H:Co ci się kurwa dzieje?!Wczoraj taka ,dzisiaj taka,a zaraz jeszcze będziesz błagała ,żebym cię zabrał z tam tond.Nie licz wtedy na mnie.Jeżeli chcesz mnie tak bardzo unikać,skoro jestem takim dupkiem...
Rozłączył się.Kurwa!Zawsze musi się wszystko pieprzyć.Przypomniało mi się co mówił tata,kiedy byłam mała i kiedy wieczorami było mi źle i byłam nieszczęśliwa:
Popatrz ,Lucy,gwiazdy ciągle świecą,znajdują się tam ,gdzie jest ich miejsce.Jeżeli coś się nie układa,to zawsze z winy ludzi.To my musimy się postarać wszystko naprawić.
Tylko jak naprawić,gdy cały świat jest przeciwko tobie?Brakuje mi taty.Mieliśmy ze sobą dobry kontakt,dzwonił,pisał listy,ale od jakichś 2 lat zaprzestał to robić.Nie rozumiałam o co chodziło.Teraz wiem.Kiedy byliśmy jeszcze rodziną...bardziej dogadywałam się z tatą.Rozumiał mnie,byłam bardziej do niego podobna w charakterze.Podobnie myśleliśmy i każde z nas mogło pomóc sobie w problemach.Inaczej było między mną, a mamą.Usłyszałam z dołu wołanie mamy.Zbiegłam po schodach i zatrzymałam się przy ostatnim.Mama trzymała drzwi,które były otwarte ,a w nich stał przystojny chłopak.
   
-Lucy,to jest Daniel.Jest naszym sąsiadem.Zanim przyleciałaś,oznajmiłam go,że będziesz i poprosiłam o wtajemniczenie.
-Nie potrzebuję.Świetnie sobie do tej pory radziłam sama w życiu mamo-ostatni wyraz powiedziałam z naciskiem i oschłością.
-Lucy proszę cię...
-Daj spokój.-podeszłam do Daniela-to dokąd mnie zabierasz?
-Niespodzianka.
Wyszliśmy.Nie znałam go i nie zamierzałam mu od razu ufać czy zakochiwać na zabój.Harry ze mną zerwał i to było jasne.Nie rozumiem jego zachowania.Jeszcze tak niedawno mówił,że mnie kocha,a teraz...Czemu nie potrafi uszanować mojego zdania.
-Wróć do mnie.
-Tak,jestem.
-Przed chwilą nie było cię.Gdzie tak odpłynęłaś?
-Mam pewne problemy.Co mówiłeś?
-Nie masz chyba zbyt dobrych kontaktów z mamą.
-Zgadza się,ale to chyba nie twoja sprawa.
-Tak,masz rację.Przepraszam.
Był inny niż Harry,czy Nick to trzeba przyznać i nie da się ukryć.Czy mogłabym go polubić? Wątpię,skoro to mama go prosiła,na pewno źle wybrała.Nigdy nie wybierała czegoś co było w moim typie.
-Jesteś z tond? 
-Nie, mieszkałam w Londynie.Mama... kazała mi się przeprowadzić.
-Czyli będziesz chodziła do szkoły,podejrzewam ,że do Brodway.To na prawdę bardzo dobra szkoła,a twoja mama wygląda na porządną więc...
-Chodzisz tam do szkoły.
-Tak.Zaraz będziemy ,zasłoń oczy.
-Czy nie miałeś mi czasem pokazać tego miasta?
-Tak i pokażę.Podziwiałaś wszystkie uliczki i ulice,no,prawie wszystkie,a teraz zasłoń oczy.
Zasłoniłam oczy i nie pewna dałam się prowadzić Danielowi.Po pewnym czasie pozwolił mi odsłonić oczy.Ukazał mi się ten widok.
 
-Daniel ,tu jest pięknie.
-Tak wiem,moje ulubione miejsce.Chociaż tu jest spokój i cisza,gdy pozostała część miasta tętni życiem.
Czemu mnie tu przyprowadził.Przecież mama kazała mu pokazać mi miasto,a mimo to jest miły.Siedzieliśmy tam i rozmawialiśmy.Daniel dużo żartował i się śmiał.Był bardzo pewny siebie.
-No chyba pora wracać.
-Nie chce mi się.Teraz będzie James w domu.W ogóle nie chce z nimi mieszkać.Nie ma gorszych lodzi niż oni.
-Przykro mi Lucy,ale musimy.Jutro przyjdę i zapytam się twojej mamy czy będziesz chodziła do do naszej szkoły.
-Dobrze.
Wróciliśmy do domu już mniej rozmawiając.Pożegnaliśmy się i weszłam do domu.Mieszkał na przeciwko nas.Cóż myślę,że mama załatwiła mi towarzystwo nie bacząc na to czy tego chce czy nie.Wzięłam sok z lodówki i poszłam do pokoju.Chwilę potem usłyszałam głos Jamesa.
-Lucy!
-Tak?!
-Zrób mi coś do jedzenia!
-Zrób sobie sam!Rączki do dupy ci przyrosły cza jaka cholera?!
Usłyszałam kroki po schodach i moje drzwi się otworzyły.Wstałam,a on do mnie podszedł.Uderzył w twarz.Podniosłam się.Złapał moją brodę i powiedział:
-Ja tu rządzę rozumiesz?!I masz się mnie suko słuchać!Twoja matka już zrozumiała i ty też zrozumiesz!
Wyrwałam mu się i zbiegłam na dół.Wiedziałam ,że z nim coś nie tak.To psychopata!Co teraz robić?!Na Harry 'ego nie mam już co liczyć.Znów usłyszałam kroki na schodach.Wybiegłam z domu i pierwszą osobą jaka przyszła mi na myśl Daniel.Nie znałam tutaj nikogo,ale mogłam też pobiec do byle jakiego domu i powiedzieć o co chodzi ,ale teraz wolałam do niego.Sama nie wiem czemu w końcu czuję do niego niechęć.Uderzałam w drzwi ,żeby otworzył mi je.James wołał mnie w domu i już zmierzał do drzwi,ale w tym momencie otworzyły się drzwi i wpadłam na Daniela.  

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 15

Szczęście to nie ilość pieniędzy ,które masz,tylko ludzie w twoim życiu,którzy pomagają Ci stworzyć piękne wspomnienia.
Przed domem czekał jakiś mężczyzna.Był z dwa lata straszy od mojej mamy.
-Lucy...! Na reszcie jesteś.
-My się znamy?
-Mama mówiła,że jesteś zabawna.
Zaraz mama?Czyli ,że ona znalazła sobie innego?...Weszłam do środka.W kuchnie była mama.Przytuliła mnie na przywitanie,wskazała pokój i dalej wróciła do garnków.Poszłam do pokoju.W porównaniu do mojego nędznego pokoju,ten był luksusem.Westchnęłam i ciuchy wsadziłam do szafek.Mama zawołała z dołu mnie na obiad.Zeszłam po schodach i usiadłam przy stole.Jedzenie już czekało.Cały obiad zjedliśmy w milczeniu.Widziałam jak mama i ten mężczyzna wymieniali spojrzenia.Po obiedzie powiedziałam mamie,że idę poznać okolicę i wyszłam.Zadzwoniłam do Hazzy.
-Tak?
-Cześć Harry.
-Lucy?!Czy coś się stało?Doleciałaś?
-Tak ,spokojnie,po prostu...
-Rozczarowałaś się czymś prawda?
-Można tak powiedzieć.Dom to wypasione królestwo,tak jak mój pokój ,ale nie pasuje mi tu coś.Coś jest inaczej niż w normalnych rodzinach.
-Mam nadzieję,że nic ci nie będzie.
-Wiesz,nie zamieniłam z mamą żadnego zdania,tylko z jakimś facetem.Mieszka z nią.I on mi nie pasuje do tej całej układanki.Myślę,że mama nie wie o śmierci ojca.Nie rozumiem już niczego.
-Spokojnie Lucy,wszystko się wyjaśni.Gdyby coś było nie tak zadzwoń,zabiorę cię wtedy.
-Dobrze.
Rozłączyłam się i wróciłam do domu.Poszłam do pokoju,poszperała  na TT,ale mama zawołała mnie do pomocy przy kolacji.Zbiegłam na dół i byłam przygotowana na rzeź.Przeczuwałam,że zaraz zaczną się pytania itd.Nie myliłam się.Wzięłam się za robienie herbaty.
-Lucy,jak w szkole?
-Było dobrze.
-Było?
-Tak.
-A czemu nie jest?-dociekała.
-Bo od jakiegoś czasu nie chodzę.
-Czemu?
-Dobrze wiesz.
Rozmowę przerwał czajnik z gotującą się wodą.Zalałam herbatę wrzątkiem i skończyłam robić zaczęte przez mamę kanapki.Nie pytała już więcej.Postawiłam talerze z kanapkami i herbaty na stole,a mama zawołała tego mężczyznę.
-James,kolacja.
Czyli to był James,popularne imię.
-Jak ci się tu podoba?-ciszę przerwał mężczyzna.
-Ładnie,wolę Londyn,ale tu też może być.
Atmosfera była napięta czy tego chcieliśmy czy nie.Ja na pewno nie chciałam zamieniać z nim ani jednego słowa.
-Masz chłopaka?-tym razem to mama zabrała głos.
-Tak,w Londynie.
-To przez niego byłaś w szpitalu?
-Nie, to przez ... przez nikogo.-uświadomiłam sobie,że nie chcę się z nimi dzielić tym wszystkim.Mamę na pewno prędzej czy później wypytam o wszystko,a  wtedy będę musiała jej mówić wszystko to co się wydarzyło,ale nie ufam temu Jamesowi.Po kolacji poszłam na górę.Słuchałam rapu dość długo.Było już późno.Poszłam do łazienki się umyć.Nudziło mi się tu,ale czuła,że jutro nie będzie tak pięknie jak dziś nie będzie tak nudno.
Obudziłam się o 9. Zeszłam na dół i zjadłam przyszykowane przez mamę śniadanie.Potem włożyłyśmy naczynia do zmywarki i usiadłyśmy w salonie.
-Długo tu będę?
-Mieszkasz tu.
-Co?Nie zamierzam tu być w nieskończoność.
-To nie ty tu decydujesz.
-Zostawiłaś nas.Teraz ja decyduje o sobie.
-A ojciec taki święty?
-Jak możesz teraz mówić tak o tym spokojnie.Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-O czym?
-O tym kim jesteś i o tym kim będę.
-Nie rozumiem.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi ,że byłaś w gangu,że to od tamtego momentu chodziłaś z tatą?Dlaczego nie powiedziałaś mi ,że będę taka jak ty?
-Żeby cię chronić.Dlatego też tu jesteś.
-Nie prawda.Dlatego jesteś z tym nadętym idiotą?!Żeby mnie chronić?!Radzę sobie doskonale.
-Ojciec nie jest w stanie zapewnić ci takiego bezpieczeństwa jak tu.
-Nie jest,bo nie żyje!
-Jak to?
-Nie udawaj!To przez ciebie nie żyje!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 14

 I w końcu musisz odejść z miejsca,gdzie czułeś się najlepiej.Musisz zostawić coś czego już nigdy niczym nie zstąpisz.
Podniosłem wzrok ,a na jej policzku zobaczyłem łzę.Czyli słyszała,czyli,że...
 -Panie doktorze,ona...
Poszedłem po lekarza,kiedy wszedłem do sali,Lucy leżała odwrócona w naszą stronę,lekarz zamknął drzwi przed sobą,a ona powiedziała:
-Harry...-wyszeptała.
Podszedłem do niej i pocałowałem w rękę.
-Ciiii...Jestem przy tobie myszko.Zawsze będę.
-Kocham cię.
                      Trzy dni później 
Siedziałem w szpitalu non stop.Cały czas będą przy Lucy,nie mogłem się nacieszyć.To niezwykłe ,że przeżyje.Po tych trzech dniach dalej nie mogę w to wszystko uwierzyć.Pojechałem do domu wziąć prysznic i ciuchy dla Lucy,bo za niedługo wychodzi ze szpitala.Wszedłem do środka i kiedy zrobiłem wszystko to co miałem wróciłem do szpitala.Kiedy wszedłem do sali zobaczyłem Lucy ,która płacze.
-Co się stało?
-Dzwoniła mama...
-Czy dlatego płaczesz?
 
-Tak,muszę jechać do niej i się wyprowadzić.Samolot mam w drugi dzień po wyjściu ze szpitala.Wszystko załatwione.
-Kochanie spokojnie.Wszystko będzie dobrze.
-Nie będzie.
                         Dwa dni później
Wszystko spakowane.Muszę jechać.Nie chcę tego.Rodzice się rozwiedli.Musiałam sobie sama radzić.Zabili mi na moich oczach ojca,a teraz matka chce,żebym wyjechała do Nowego Yorku i tak wszystko zostawiła?Bo ona sobie przypomniała,że ma córkę?!Ciekawe czy wie,że ojciec umarł.
Harry zawiózł mnie na lotnisko.Wtuliłam się w niego jak mała dziewczyna i nie chciałam przestać.Nie chcę go znowu stracić.Jest jedyną taką osobą.Odprawa minęła całkiem sprawnie.Zajęłam swoje miejsce i patrzyłam przez okno.Widziałam Harry'ego.Nie chciałam jechać.Nie utrzymywałam kontaktów z nią od tylu lat.Jak to możliwe,że nagle sobie o mnie przypomniała?Kiedy byliśmy w powietrzu dostałam wiadomość.
___________________________________
Od:Harry
Tylko nie szalej tam za bardzo. xx
______________________________________________________________
Do:Harry
Spokojnie.Nie zapomnij o mnie i nie wpakuj się w kłopoty,a bynajmniej spróbuj. xx 
_______________________________________________________________
Zasnęłam.
Obudziłam się po jakiejś godzinie.Zostało pół godziny.Czasami się nie potrafię odnaleźć w życiu.Wszystko wydaje się takie trudne,skomplikowane.Jakby to było niewykonalne.Wysiadłam na lotnisku.Zamówiłam taksówkę.Nie miałam zamiaru ściągać tu mamy.Wysiadłam na ulicy gdzie mieszkała moja mama.Wyciągnęłam walizki i wtargnęłam je do domu.

 
Przed domem czekał jakiś mężczyzna.Był z dwa lata starszy od mojej mamy.
-Lucy...! Nareszcie jesteś.
-My się znamy?
-Mama mówiła,że jesteś zabawna.Wchodź do środka.
Zaraz,mama?Czyli ,że ona znalazła sobie innego?!

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 13

Widzisz jak ktoś coraz bardziej się oddala...To nic.Jesteśmy dla siebie stworzeni.W końcu się spotkamy...

Chwilę potem z sali wyszedł lekarz.
-Doktorze?
Nic nie odpowiedział,ale głośno westchnął...

-Było ciężko...,ale się udało.
Odetchnąłem z ulgą.
-Będę mógł do niej wejść?
-Jest w ciężkim stanie i śpiączce.Musi zregenerować siły,ale tak,niech pan wejdzie.Musi słyszeć ,że ktoś przy niej jest.
-Więc co mam robić?
-Proszę mówić.
Wszedłem do sali.Usiadłem obok.Chwyciłem jej dłoń.Boże jak ja mogłem być  tak głupi. 
-Lucy,przepraszam.-zacząłem szeptać-Ja...ja cię kocham.Nie zdawałem sobie z tego prawy.Byłem zaślepiony,przez naszego szefa.Cały czas te akcje,zdobądź to,zabij tego...Ta czarna robota stała się z czasem moim całym życiem.Może nie powinienem rozpamiętywać tego wszystkiego co się wydarzyło,ale...muszę ci to powiedzieć mimo wszystko.Mam taką potrzebę.Ta mapa strasznie mnie wciągnęła.Dark... to znaczy nasz szef jak zawsze obiecuje cacanki daje forsę i musimy się odczepić.Od dawna cię obserwowałem i wiedzieliśmy o tobie praktycznie wszystko.Byłaś dla mnie zwykłą dziewczyną,kolejną misją.Miałem cię oczarować i zabić,uprzednio zdobywając mapę od ojca za pomocą szantażu...ale kiedy zacząłem cię poznawać,kiedy mnie olewałaś,ja...ja poczułem ,że muszę zdobyć twoją sympatię mimo wszystko.Zakochałem się od kiedy miałem okazję cię poczuć,dotknąć...Nie chciałem cię zabijać.Przedłużałem tą chwilę tak długo jak mogłem.Potem dowiedzieli się jakie masz zdolności.Nick,Rose i Dan chcieli cię zabić w tym lesie bo stwierdzili,że to za duże wezwanie jak dla mnie i że oni to załatwią.Chciałem Cię mimo wszystko chronić,bo zakochałem się w tobie...Wiem ,że mnie słyszysz i musiałem ci to powiedzieć.Nie wiem jak sobie poradzę,jeżeli ... jeżeli mnie zostawisz...więc musiałem ci powiedzieć,że cię kocham.I gdzieś w głębi duszy mam nadzieję,że ty też mimo tego jakim dupkiem jestem.

 Podniosłem wzrok ,a na jej policzku zobaczyłem łzę.Czyli słyszała,czyli,że...
 -Panie doktorze,ona...
Poszedłem po lekarza,kiedy wszedłem do sali,Lucy leżała odwrócona w naszą stronę,lekarz zamknął drzwi przed sobą,a ona...

Przepraszam kochanie,że taki krótki i tyle na niego czekaliście,ale są święta i musiałam pomagać rodzicom...Mam nadzieję,że wam się podoba.Proszę o komentarze.

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 12

Jestem pewna ,że zatęsknisz.Może to będzie tylko chwila, moment, ułamek sekundy ,ale zatęsknisz,wiem to.Może będziesz wtedy stał w kolejce po fajki, a może będziesz słuchał dobrego rapu.Albo będziesz z nią,poczujesz jej zapach i stwierdzisz,że nic nie dorówna mojemu.Ale zatęsknisz.Przeleci Ci przed oczami wszystko.Każdy mój uśmiech,każda łza.Każda chwila spędzona razem.Zatęsknisz.
 
-Lucy ,coś ty narobiła,nie zostawiaj nas,słyszysz?!Nie rób tego!
Potem ciemność.Nic.Żadnych widoków,kolorów,dźwięków.Zero świadomości.Nic.
                           ***Victoria.
Czekałyśmy na Lucy,dość długo.Nie wychodziła,więc otworzyłam drzwi i weszłam do środka.Nigdzie jej nie było.Poszłam na piętro.Drzwi od łazienki były lekko uchylone.Otworzyłam je szerzej i zobaczyła  na podłodze Lucy,a obok niej kałuża krwi.
-Lucy ,coś ty narobiła,nie zostawiaj nas,słyszysz?!Nie rób tego!
Zadzwoniłam po karetkę.Długa nie wracałam ,więc dziewczyny też przyszły.Kiedy karetka zabrała Lucy,zadzwoniłam do Harry 'ego.
-Czego chcesz?!
-Nie tym tonem!Wiem o wszystkim ,bo to było widać,że chcecie zabić Lucy,że ją tylko wykorzystujecie.Doskonale z dziewczynami wiemy co jest grane,pytanie czy ty wiesz?
-O co ci do cholery Victoria chodzi?!Nie mam nastroju.
-Ja też bym nie miała.Kochasz ją?Tylko szczerze.Jeśli tak przyjedź do szpitala na ulicy "Life".
Rozłączyłam się.Dziewczyny zaparkowały auto.Musiałyśmy iść na zajęcia.Nie mogłam się skupić.Nie słuchałam nauczycieli.Na przerwach cały czas na kogoś wpadałam.Nie wyglądałam za dobrze.Lucy była moją najlepszą przyjaciółką.Wszystkiego się dowiedziałyśmy od Nicka.Kiedy zabił jej ojca,a chłopaki przejęli mapę,wszystko się skończyło.Wszystko można było ujawnić.Musiała się czuć okropnie,z resztą na pewno nie chciałaby się zabić bez powodu.Ale można się domyślić ,że się wahała.Mogła przecież się powiesić,wtedy to ułamek sekundy i po wszystkim.Jednak wolała się wykrwawić.Nie mogłam pozbierać myśli.
                      ***Harry
Kiedy Victoria się rozłączyła,dostałem szału.Rzuciłem telefonem,zacząłem wszystko rozwalać.Wszystko zaczęło się pieprzyć.Przecież mam to czego chciałem,przecież chodziło tylko o mapę.Ojciec nie żyje,nie był nam potrzebny.Lucy też już nie jest,mapa zdobyta.Policja nas nie złapała.Żyjemy.Przecież jest tak jak powinno.A jednak wiem,że coś jest nie tak.Co miało znaczyć pytanie Victorii czy ją kocham?!Przecież to niedorzeczne.Nie możliwe.Chłopaki wpadli do pokoju.Próbowali mnie uspokoić,ale nie potrafiłem się opanować.Uderzyłem Louisa.Co się ze mną dzieje?!Dlaczego tak broniłem Lucy?Dlaczego jej tak ulegałem?Dlaczego tak się wkurzyłam kiedy Zayn mówił o niej jak o przedmiocie?!Wybiegłem z pokoju.Wziąłem kluczyki i wsiadłem do auta.Sekundę potem dało się usłyszeć głos silnika.Jechałem do szpitala,który wskazała mi Victoria.Na liczniku miałem 200km/h. Nie patrzyłem na przepisy.Chodziło mi tylko o to by dowiedzieć się o co chodziło Victorii?Co ma z tym wszystkim wspólnego Lucy?!Przecież już wszystko załatwione.Podjechałem pod szpital.Podszedłem do recepcji.Skoro Victoria zapytała się ,czy kocham Lucy,więc coś musiało być z nią związane.
-Szukam Lucy Hale.
-Jest na sali operacyjnej nr.6
Szybko udałem się do tej sali.Logiczne było,że nie mogłem wejść.Patrzyłem przez dużą szybę,jak lekarze...ratują Lucy.Nie mogłem w to uwierzyć.Usiadłem na poczekalni ,a pojedyncza łza wydostała się z oka.Teraz rozumiem.To przeze mnie.To moja wina,a ja ją kocham.Na prawdę coś do niej czuję.Że zmieniła mnie,nic już nie będzie takie samo.
-Coś się stało?-obok mnie siedziała starsza pani.
-Próbują uratować,dziewczynę którą kocham,ale to koniec.
-Jeżeli cię kocha,wróci i nie odejdzie.
-Ale jeżeli przeżyje,to nie będzie chciała mnie znać.Byłem okropny i nie traktowałem jej poważnie.Wyrządziłem jej straszną krzywdę,straciłem ją i tak i tak.
-Jeśli kocha to wybaczy najgorszą zbrodnię.
-A jeśli nie przeżyje?
-To będzie w twoim sercu na zawsze.
Odwróciłem na sekundę głowę i chciałem coś powiedzieć,ale jej już nie było.Chwilę potem z sali wyszedł lekarz.
-Doktorze?
Nic nie odpowiedział,ale głośno westchnął...

czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 11

Nagle zdajesz sobie sprawę,że wszystko się skończyło.Naprawdę.Nie ma już powrotu.Czujesz to.I próbujesz zapamiętać,w którym momencie to wszystko się zaczęło.I odkrywasz,że zaczęło się wcześniej niż myślisz.I to w tej chwili zdajesz sobie sprawę,że to wszystko zdarzyło się tylko raz.I nie ważne jak bardzo się starasz,nigdy nie poczujesz się taki sam.Nie będziesz już nigdy czuć się jak trzy metry nad ziemią.
 
-Jest nam potrzebna,a twój ojciec nie! Uderzyłam go w twarz. -Jak śmiesz!Nie wolno wam ufać.Gnijcie w pierdlu,wszyscy! Wyszłam trzaskając drzwiami.Czyli to prawda.Oni na prawdę chcieli mnie zabić.Nie mogę w to uwierzyć.Jak to wszystko jest możliwe?Byłam zmęczona.Przed oczami cały czas miałam scenę,jak ojciec upada na ziemię.Słyszałam strzał,widziałam jak chłopaki uciekają.To było straszne.Nigdy nie wiemy,kiedy widzimy kogoś po raz ostatni.Wróciłam do domu.Rzuciłam się na łóżko i tak zasnęłam.Śnił mi się cały czas ta scena.Cały dzień.Słowa odbijały się jak echo.
{...}-Dość tych czułość!
{...}-Czego ty ode mnie chcesz!
{...}-Nie wiesz kim są twoi rodzice,prawda?
{...}-Zamknij się!... To tobie nie wolno ufać!
Wszystko powtarzało się kilkakrotnie,a sceny przewijały jak w filmie.Raz widok ojca,raz ucieczka chłopaków.Innym razem jak Nick się do mnie dobierał,a jeszcze innym jak widzę w telewizji zdjęcie Rose i Harry'ego.Wszystko powtarzało ,odbijało z każdej strony i trafiało do mnie,do mojej świadomości z czterokrotną siłą.Obudziłam się z krzykiem.Łzy wypłynęły z oczu.Dziewczyny miały po mnie przyjechać,by udać się do szkoły.Nie zamierzam tam iść.Nie zniosę widoku wszystkich ludzi.Bałabym się,że wszystko będzie inaczej.Bo nie będzie tak samo na pewno.Będę się bała spojrzeć komukolwiek w oczy,myśląc ,że zna mnie na wylot,że chce zabić.Nie,nie chce z kimkolwiek rozmawiać,nie chce żyć.Weszłam do łazienki.Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam żyletkę.Usiadłam na podłodze opierając się o wannę.Chwila zwątpienia i nagła duża pewność siebie.Nie chcę żyć,chcę to zrobić.Chcę się wykrwawić.Mam tego dość.Jedno cienkie ,a po nim następne.Chwila bólu i ukojenie.Pierwsze kreski robiłam lekkie nie będą jeszcze pewna czy to dobre rozwiązanie...
 
...ale z czasem zaczęłam robić coraz głębsze.Odłożyłam żyletkę.Patrzyłam jeszcze chwilę na ściany w łazience,a potem na ręce.Zamknęłam oczy.Ostatnie jakie usłyszałam to:
-Lucy ,coś ty narobiła,nie zostawiaj nas,słyszysz?!Nie rób tego!
Potem ciemność.Nic.Żadnych widoków,kolorów,dźwięków.Zero świadomości.Nic.
Przepraszam,wiem,że krótki ten rozdział i w zasadzie nic się nie dzieje,ale to dlatego,żebyście się wczuli do następnego rozdziału.Mam nadzieję,że wam się mój blog podoba.Proszę o komentowanie.
 

środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 10

 Nie potrafiłam cię docenić,gdy byłeś blisko,łączyło nas tak mało,a dzieliło wszystko.Męczące kłótnie,ciągłe kłamstwa,awantury.Co dzień dzieliły nas coraz większe mury.
Wyciągnęłam broń.Głęboki wdech.Wmawiałam sobie,że muszę,że tak ma być.Nacisnęłam spust.Obok był drugi mężczyzna.Dłoń mi się zaczęła trząść.Tata...?!
-Córeczko nie rób tego,proszę...
Do oczu napłynęły mi łzy.Poczułam do niego nienawiść,pogardę,wszystko co możliwe.Jak mógł mi to zrobić?!Najpierw nas zostawia,nie istniejemy dla niego,a teraz robi takie coś?!Ale,to jednak mój ojciec,nie potrafię tego zrobić.Nie,nie mogę.
  Upuściłam broń.
-Nie,nie zrobię tego.Nie zrobię mimo ,że jesteś takim potworem.
-Dość tych czułości!-usłyszałam głos Nicka,a potem strzał.Mój ojciec leżał przede mną martwy.Zaczęłam płakać,chłopaki uciekli ,a ja klękłam nad ojcem.Nie mogłam w to uwierzyć.
-No,no,no...-wstałam na równe nogi
-Czego ty ode mnie chcesz?!Co ja ci kurwa zrobiłam?!Czym ci zawiniłam?!No powiedz!
-O co ci chodzi?Nie chcesz się zabawić?-powiedział Nick przybliżając się do mnie.
-Zabawić?!To według ciebie jest zabawa?!-wskazałam na ojca.-Ty nie jesteś człowiekiem!
Zaczął się do mnie przybliżać.Położył dłoń na mojej talii i zaczął zjeżdżać niżej.Wyciągnęłam broń.Cofnął się.
  
-Nie zrobisz tego.-powiedział z cwaniackim uśmiechem.
-Nie?!Niby czemu?
-A myślisz,że on nie zasłużył na śmierć?!
-Bo nie zasłużył.
-Nie wiarygodne ,jak ty nie znasz własnych rodziców.
-O czym ty do cholery mówisz?!
-Nie wiesz ,kim są twoi rodzice prawda?
-Na pewno nie mordują niewinnych ludzi!
-Oj kłóciłbym się z tobą.
-Co ty znów pieprzysz?!
-A twoi znajomi?Twój gang?Nie lepsi.Wzięli mapę i zwiali.Zostawili cię.Nawet twój Harry.-Zaśmiał się lekko-ty to wiesz komu zaufać.Masz już tylko mnie...
-Zamknij się!Zdradzałeś mnie,poniżałeś,byłam twoją własnością!Zabiłeś mi ojca!To tobie nie wolno ufać.
-To miałaś być ty!Twój gang i my mamy tego samego szefa!Każdy z nas stracił kogoś bliskiego właśnie przez niego!... I teraz to on miał poczuć jak to jest!Wszystko by się udało,gdyby nie to,że nie wiedzieliśmy kim jest twoja matka!Gdybyś nie odziedziczyła po niej tych wszystkich zdolności,już dawno byś nie żyła!
-O czym ty kurwa gadasz?!
-Oczywiście.Myślałaś ,że ci powiedzą?Byłaś tak naiwna ,żeby wierzyć w to,że mówią ci wszystko?!Myślisz,że to przypadek ,że akurat chłopak z gangu,z bronią z tobą chodzi?Myślisz ,że to przypadek,że akurat tylko on był na ulicy,gdzie się do ciebie dobierałem?
Zwątpiłam.To co mówił też miało sens.Miałam mętlik w głowie.Nie wiedziałam czy mówi to,bo wie,że wszystko stracone,czy mówi to,żeby mieć czas.Nie wiedziałam co robić.
-O co ci chodzi z moją matką?!O co chodzi z ojcem?!Dlaczego oni mieli mapę?!Dlaczego nie mnie zabiłeś?!
-Mówiłem ci.Bo nie zabilibyśmy cię.Masz za duże zdolności.Odziedziczyłaś to po matce.
-Kim jest?
-Ona i twój ojciec, od dawna zabijają ludzi.Wszystkie interesy robią nielegalnie.Już jako młodzi ludzie się poznali.To gang ich połączył.Mordowali miliony niewinnych ludzi na całym kraju.Wszystko przez ich szefa.Matka jest czujna,skupiona,ma ogromne zdolności w terenie.Ty to odziedziczyłaś.Ominiesz kule,odnajdziesz się ,nawet gdyby cię postawili na samym środku labiryntu luster.
-Nie,nie wierzę w to.To nie możliwe.
-Skoro mi nie wierzysz,to zapytaj się swojego chłopaka,swoich najlepszych przyjaciół!Przecież oni cię nie okłamują ,co nie!Przecież nikt nie wiedział kim są twoi rodzice!Przecież te morderstwa ,można zatuszować i nikt nie wie ,kto zabił 20% obywateli świata.
Strzeliłam mu w nogę,aby go unieszkodliwić i uciekłam,zostawiając broń przy nim.Nie mogłam w to wszystko uwierzyć.Jak to możliwe?Wróciłam do domu,ale nie swojego,poszłam tam gdzie wszyscy byli.Otworzyłam drzwi i wściekła weszłam do środka.
-To prawda!Wszyscy siedzicie tu jak święte krowy udając ,że nic się nie stało!A ty jesteś z nich wszystkich najlepszy!-podeszłam do Harry'ego- wiedziałeś o matce,wiedziałeś o ojcu,wiedziałeś o wszystkim i przez ten cały czas nic mi nie powiedziałeś!Dla ciebie liczyło się to ,aby zdobyć tą cholerną mapę!
-Jest nam potrzebna,a twój ojciec nie!
Uderzyłam go w twarz.
-Jak śmiesz!Nie wolno wam ufać.Gnijcie w pierdlu,wszyscy!
Wyszłam trzaskając drzwiami.